ŚLADEM PRZYGODY

Marcin Siwek

Na wakacje za koło podbiegunowe

Dzień 1. - 29 lipca (sobota)

Z domu wyjeżdżamy o 10.00. Co ciekawe, jadąc na północ do Norwegii, kierujemy się najpierw na południe Polski. Autostradami i drogami ekspresowymi mijamy Rzeszów, Kraków, Wrocław, Zieloną Górę, Świebodzin, Gorzów Wielkopolski.

Pod wieczór docieramy do Szczecina. Na nocleg zatrzymujemy się w Schronisku Młodzieżowym w Centrum Żeglarskim. Nocuje tu spora grupa turystów. Dowiadujemy się, że na następny dzień odbędą się zawody w regatach. Wieczorem w marinie mamy jeszcze możliwość oglądać jak właściciele przygotowują swoje Omegi do startu.

Port obok Schroniska Młodzieżowego w Centrum Żeglarskim

Dzień 2. - 30 lipca (niedziela)

Ze Szczecina ruszamy do Świnoujścia, skąd o godz. 13.00 odpływa nasz prom do Ystad w Szwecji. Wybraliśmy Unity Line. Przed samym wjazdem na prom chcemy kupić korony norweskie. Niestety w żadnym portowym kantorze nie ma tej waluty. Szukamy jeszcze kantoru w centrum miasta. Dwie godziny przed odpłynięciem promu odbywamy check-in. Na pokład wchodzimy jako jedni z pierwszych pasażerów.

Odpływamy ze Szczecina

...w kierunku Szwecji.

Na pokładzie jest kilka restauracji i barów, sklep czy kącik zabaw dla dzieci. Zajmujemy miejsce na czerwonej i wygodnej kanapie obok okna z widokiem na Morze Bałtyckie. Rejs promem zajmuje ponad 7 godzin, do Ystad dobijamy o 20:15. Przy wyjeździe z promu jesteśmy świadkami sytuacji jak jeden z samochodów z polską rejestracją się psuje i obsługa portu musi go spychać z górnej rampy na dół, a potem do wyjazdu z promu.

Do dyspozycji pasażerów na promie znajduje się między innymi pokład spacerowy

Szwecja wita nas deszczem i tęczą.

Po godz. 21:00 docieramy na bezpłatny kemping Raftarps. Kemping jest bardzo ładny i czysty, przy lesie. Z infrastruktury znajdziemy tu toalety i ciepłą wodę w kranach. Pryszniców brak. Oprócz nas nocuje tu jeszcze kilka osób.

Lokalizacja: Camping Raftarps

Kemping Raftarps, zdjęcia zrobione rano następnego dnia

Kemping położony jest wśród malowniczych lasów

Znajdują się na nim toalety oraz można też wynająć dla siebie domek

Dzień 3. - 31 lipca (poniedziałek)

Zbieramy szybko rzeczy z kempingu, żeby zdążyć przed deszczem i o godz. 8:50 wyruszamy w dalszą trasę. Kierując się na północ mijamy mniejsze i większe miejscowości z charakterystycznymi dla Szwecji, czerwonymi domami i zabudowaniami. Na chwilę zatrzymujemy się nad Jeziorem Vanern. Na trasie pojawia się coraz więcej kamperów. Sama droga, prawie w całości przebiegająca przez tereny zielone i lasy, nie sprawia większych trudności. Czasem bywa nawet trochę nużąca. Bardzo dobrze są tu oznaczone ograniczenia prędkości. Kierowca nie ma chwili zawahania nad tym czy właśnie przejeżdża przez teren zabudowany czy niezabudowany. Należy jedynie pilnować prędkości, ponieważ na południu Szwecji co chwila jest fotoradar, a mandaty w tym kraju kosmicznie wysokie. Co jakiś czas pojawia się też znak, informujący że w tym miejscu jest kemping. W zasadzie znaków z informacją o kempingach jest więcej niż znaków z nazwą miejscowości.

Jedno z tysięcy jezior spotkanych na trasie podczas przejazdu przez Szwecję

Pod wieczór wstępujemy zobaczyć wodospad Helvetesfallet. Grupa Szwedów uprzedza nas, żeby uważać bo kamienie i drewniane schody, które prowadzą nad wodospad są śliskie. Woda w rzece płynie z dużą prędkością i jest jej bardzo dużo. Nad rzeką, której nurt wyżłobił kanion, jest powieszony drewniany most. Przechodzimy na drugą stronę, robimy parę fotek i wracamy szukać miejsca na nocleg. Namiot rozbijamy kilka metrów dalej, w zatoczce przy drodze. Słyszymy tu jeszcze szum wodospadu, który zakłócają dźwięki ulewy.

Lokalizacja: Wodospad Helvetesfallet

Wodospad Helvetesfallet...

...płynie przez sporych rozmiarów kanion.

Nad rzeką znajduje się wiszący most

Nasz pierwszy nocleg na dziko w Szwecji

Dzień 4. - 1. sierpnia (wtorek)

Pada całą noc. Rano namiot jest zupełnie mokry. W biegu zbieramy całe obozowisko, jemy ekspresowe śniadanie i ruszamy dalej.

Na parkingu w lesie nad jeziorem robimy chwilę postoju. Obok nas parkuje Szwedka, kobieta koło 50. W swoim vanie ma puchatego kota i dwa białe psy labradory. Mówi nam, że przerobiła vana (ok. 20-letniego) i wybiera się nim w podróż dookoła Europy.

Gdy tylko wychodzi słońce zatrzymujemy się na kolejnym parkingu, żeby wysuszyć namiot i zjeść obiad.

Suszenie namiotu na parkingu

Tego dnia wjeżdżamy do Laponii. Krajobraz za oknem się zmienia. A przy wjeździe do miejscowości Vilhelmina z naprzeciwka środkiem drogi człapie w naszą stronę pierwszy renifer.

Pierwsze renifery na trasie!

Renifery w Szwecji oraz Norwegii lubią spacerować beztrosko po drodze

Wieczorem dojeżdżamy do miejscowości Arvidsjaur. W sklepie sieci Coop kupujemy cynamonowe bułeczki, tak charakterystyczne w północnej części Europy. A potem jedziemy na miejsce noclegu. Tym razem zatrzymujemy się na kameralnym kempingu Sjostjarnan (koszt 88 zł). Chociaż infrastruktura jest skromna (mała kuchnia i niewielka łazienka) to wszystko rekompensuje piękne położenie obiektu na wyspie na jeziorze i sympatyczni właściciele, którzy prowadzą to miejsce od pokoleń.

Lokalizacja: Kemping Sjostjarnan

Nocleg na kempingu Sjostjarnan

O godz. 23:30 jest jeszcze widno, a o godz. 3:30 już jest widno.

Dzień 5 - 2. sierpnia (środa)

Z kempingu zbieraliśmy się na tyle leniwie, że wyjeżdżamy dopiero o godz. 11.00. Rano pani z obsługi mówi, że tak słabej pogody dawno tu nie było.

Rano robimy obchód po kampingu, który położony jest na wyspie

Na jej środku znajduje się dom właścicieli

Jest też budynek w którym prawdopodobnie odbywają się lokalne zabawy

Na całym kempingu rośnie Wierzbówka kiprzyca...

...która występuje praktycznie w całej Szwecji oraz Norwegii.

Sprytne wykorzystanie łodzi jako doniczki dla roślin

Po drodze napotykamy kolejne renifery.

Zatrzymujemy się obok znaku wskazującego, że przekraczamy koło podbiegunowe. Oprócz tablicy, są tu kawiarnia i sklep z pamiątkami.

Przekraczamy koło podbiegunowe!

Chwilę później dojeżdżamy do lapońskiej miejscowości Jokkmokk, w której zwiedzamy Muzeum Kultury Saamów. Godziny otwarcia najlepiej sprawdzić na stronie internetowej: www.ajtte.com. Bilet wstępu kosztuje 100 koron. Ekspozycje poświęcone są lokalnej kulturze rdzennych mieszkańców Laponii, a także warunkom życia w górach. Oglądając wystawy i biorąc udział w interaktywnych grach można dowiedzieć się więcej o Laponii, a przede wszystkim zapoznać się z kulturą Saamów. W gablotach zaprezentowano stroje Saamów z różnych rejonów. Są też zdjęcia ze słynnego corocznego targu odbywającego się w mieście na początku lutego, którego tradycja sięga 1605 roku.

Lokalizacja: Muzeum Kultury Saamów

Muzeum Kultury Saamów w Jokkmok

W muzeum można obejrzeć stroje Saamów...

...z różnych regionów krajów nordyckich.

Stroje te są dokładnie opisane i przedstawione w gablotach

W muzeum znajdziemy też wystawy poświęcone okolicznej przyrodzie oraz opisujące szwedzki klimat

Jest też osobna ekspozycja poświęcona Pani, która sprzedawała przez 50 lat ciepłe kiełbaski na corocznym targu w Jokkmok

W Gallivare wstępujemy na stację benzynową. Po raz pierwszy spotykamy się z dziwną sytuacją, że aby zatankować trzeba najpierw zostawić w kasie w zastaw kluczyki do swojego samochodu.

W międzyczasie zatrzymujemy się jeszcze w lesie na jagody. Żeby nie przemoczyć znów butów, bo ciągle pada, zbieramy je w klapkach. Jagody są wielkie jak polskie borówki, więc szybko napełniamy pojemnik.

Wieczorem przekraczamy granicę szwedzko-fińską, a godzinę i 20 minut później granicę fińsko-norweską.

Na północy Szwecji spotykamy tablice miejscowości pisane w dwóch językach - Saamów oraz szwedzkim

Wieczorem przekraczamy granicę szwedzko-fińską

Na granicy stoi znak z odległościami do różnych miejscowości

Niekończący się dzień sprzyja jeździe do późnych godzin. Miejsce, w którym rozbijemy namiot znajdujemy dopiero po północy. Wciąż jest widno.

Dzień 6. - 3. sierpnia (czwartek)

Ta noc była najcieplejsza do tej pory. Rano znów pada deszcz. Znów składamy wszystko w deszczu i ruszamy w dalszą podróż. Do Nordkappu mamy niecałe 4 godziny jazdy. W miejscowości Alta robimy jeszcze przystanek na tankowanie i śniadanie w postaci gofrów przywiezionych z Polski i jagód zebranych w Szwecji. Chwilę rozmawiamy z pracującym w Norwegii Polakiem z Krosna.

Gofry ze świeżymi jagodami były przepyszne!

Jedziemy na Nordkapp!

Droga przez półwysep jest bardzo malownicza

Oczywiście nie zabrakło też reniferów...

...na tej trasie spotkaliśmy ich bardzo dużo.

Na Nordkapp jedzie sporo kamperów

Po południu pierwszy z celów naszej wyprawy, czyli Nordkapp, zostaje osiągnięty. Na Nordkappie zwiedzamy muzeum i wystawy poświęcone temu miejscu. Bardzo podoba nam się film panoramiczny ukazujący jak zmienia się ten region w ciągu czterech pór roku: od zimy do zimy. Odwiedzamy też sklep z pamiątkami. Kupujemy sobie bufy z grafiką symbolu tego miejsca, czyli globusem. Przyda się na kolejne podróże. No i oczywiście robimy pamiątkowe zdjęcia z samym globusem. Po raz pierwszy podczas tego wyjazdu poszczęściło nam się z pogodą i mamy przepiękny widok po horyzont Morza Barentsa.

Lokalizacja: Nordkapp

Nordkapp zdobyty!!!

Budynek muzeum znajdujący się na Nordkappie

Najsłynniejszy obrazek na Nordkapp czyli globus i Morze Barentsa

Przy globusie robimy sobie całą serię zdjęć

Widok z platformy widokowej

W muzeum znajduje się między innymi kamień oznaczony przez pierwszych podróżników, któzy tu dotarli

Jest też sklep z pamiątkami, które o dziwo nie były bardzo drogie

Na Nordkappie spędzamy ok. 3 godziny.

W drodze powrotnej zatrzymujemy się jeszcze na kilka przystanków i podziwiamy okoliczną scenerię

Zaliczamy też spacer jedną z piaszczystych plaż

Na nocleg ruszamy już na południe Norwegii i zatrzymujemy się wzdłuż drogi nad zalewem. Jak się okazuje, miejsca nad tym zalewem cieszą się popularnością wśród kamperowców i namiotowców, ale udaje nam się znaleźć również dla nas ładne miejsce.

Z naszego miejsca noclegowego...

...rozciągał się fantastyczny widok na okoliczną zatokę i góry.

Dzień 7. - 4. sierpnia (piątek)

O godz. 7:45 wyjeżdżamy i tym razem udało nam się zebrać przed deszczem. (hurra!)

Część trasy z Nordkapp na Lofoty przebiegająca wzdłuż zatoki Lyngen jest wyjątkowo malownicza. Po obu stronach tego zbiornika wodnego górują majestatyczne szczyty pokryte śniegiem i poprzecinane wodospadami. W drodze na Lofoty zatrzymujemy się w sklepie z pamiątkami związanymi z Saamami. Oprócz tego, że oglądamy dużo „chińszczyzny”, Marcinowi trafia się okazja degustacji mięsa renifera i mięsa wieloryba.

Widoki z trasy wzdłuż zatoki Lyngen

Zatrzymujemy się często i robimy zdjęcia

Po drodze mijamy sporo miejsc wyglądających jak z bajki...

...oraz sporo bardzo dużych wodospadów.

Wstępujemy również do sklepu z pamiątkami Saamów

Wieczorem dojeżdżamy na kemping Kongsmark Hyfette. Infrastruktura nie jest nowoczesna, ale jest wszystko co potrzeba. Prysznic jest wliczony w cenę, pan w recepcji od razu mówi: „no coins”.

Kemping Kongsmark Hyfette, zdjęcie zrobione następnego dnia rano

Na kempingu są też do wynajęcia domki

W kuchni na kempingu spotykamy parę z Polski: Kasię i Łukasza z Warszawy. Okazuje się, że babcia Kasi mieszka w Rozwadowie i Kasia od czasu do czasu bywa w Stalowej Woli. Po deszczowych nocach nasi nowi znajomi mają już dość namiotu. Nawet go nie rozkładają tylko nocują w samochodzie.

Noc jest chłodna. Ale jakby mogło być inaczej, skoro otaczają nas góry, na których leży śnieg.

Dzień 8. - 5. sierpnia (sobota)

Kolejne dwa dni przeznaczymy na zwiedzanie Lofotów.

Wjeżdżamy na Lofoty!

Pierwszym punktem jest miasteczko Henningsvaer zwane „Wenecją Północy”. Samochód parkujemy na darmowym parkingu, przed dwoma mostami prowadzącymi do miasteczka. Mamy stąd do przejścia ok. 2,5 km, ale widoki na trasie sprawiają że szybko nam ten czas mija.

Lokalizacja: Henningsvaer

Droga do Henningsvaer z parkingu położonego przed miasteczkiem

Tutejsi mieszkańcy mają takie widoki na codzień

Morze, góry, domki oraz rusztowania do suszenia Dorszy

Pod jednym z dwóch mostów widzieliśmy pływająch nurków

Oprócz miasteczka zaglądamy też na słynny stadion na skraju wyspy, który okrzyknięty został najpiękniej położonym boiskiem na świecie.

Miasteczko Henningsvaer

Jak w każdym nadmorskim miasteczku znajduje się w nim również port

Główną atrakcją Henningsvaer jest najpiękniej położony stadion na świecie

W miasteczku spotykamy (oraz głaszczemy!) norweskiego kota

W porze obiadowej meldujemy się na Camping Lofoten Beach. Rozkładamy namiot. Na morzu są spore fale. Jest też sporo surferów, dla których stworzono tu m. in. ośrodek surfingowy. Wśród surferów spotykamy także Polaków.

Lokalizacja: Camping Lofoten Beach

Camping Lofoten Beach

Kemping jak jego nazwa wskazuje mieści się przy plaży

Niestety jest zbyt zimno i wietrznie na kąpiel

Wieczór spędzamy w miejscowości Nusfjord. Po godz. 18:00 miasteczko-skansen jest już nieczynne i większość obiektów jest zamknięta. Ale za to unikając zatłoczenia i bez jakichkolwiek opłat możemy spokojnie pospacerować i nacieszyć oczy tym miejscem.

Lokalizacja: Nusfjord

Droga do Nusfjord

Nusfjord

Pocałuj rybkę!

Nusfjord jest to miejscowość rybacka wpisana na listę światowego dziedzictwa UNESCO

Znajduje się w niej dużo domków zwanych rorbu

Rorbu są to tradycyjne drewniane domki rybackie o prostej konstrukcji

W Nusfjord w którąkolwiek stronę nie spojrzymy, to jest coś wartego sfotografowania...

...dlatego spędzamy tutaj kilka godzin ciesząc się widokami.

Niektóre domki rorbu można wynająć...

...co niestety jest dość kosztowne.

Nusfjord to jedno z najładniejszych miejsc na Lofotach i nie tylko. Koniecznie polecamy odwiedzić!

Dzień 9. - 6. sierpnia (niedziela)

Wstajemy wcześnie. Chcemy zdążyć przed innymi na malutki parking, z którego wchodzi się na szlak prowadzący na plażę Kvalvika (jedną z najpiękniejszych plaż Norwegii).

Trasa na plażę Kvalvika

Widok w kierunku parkingu

Udaje nam się zająć ostatnie wolne miejsce na parkingu. Znaki pokazują, że do plaży Kvalvika jest dwie godziny. Trasa najpierw prowadzi do góry po kamieniach. Po pewnym czasie oczom ukazuje się piękna piaszczysta plaża z turkusową wodą. Teraz trzeba zejść w dół. W dolinie przy plaży jest kilkanaście osób z namiotami. Prawo Allemannsretten tutaj też obowiązuje.

Lokalizacja: Plaża Kvalvika

Po drodze na plażę mijamy trzy owce...

...które pozują nam do pamiątkowych zdjęć.

Plaża robi niesamowite wrażenie

Jest też dość duża. Te małe, kolorowe plamki to namioty turystów, którzy zatrzymali się tu na nocleg.

Widok na całą plażę

Woda jest lodowata, ale Marcin korzysta z możliwości morsowania w takich okolicznościach przyrody.

Kvalvika to zdecydowanie najładniejsza plaża jaką widzieliśmy

Nie mogłem odmówić sobie kąpieli oraz dwukrotnej przebieżki po jej piasku

Namioty na plaży

Z plaży ruszamy dalej skalistym szlakiem w górę, żeby dostać się na punkt widokowy znajdujący się na szlaku na szczyt Ryten. Stąd można popatrzeć na plażę z innej perspektywy. Szlak jest stromy i skalisty. Na górze ustawiamy się w kolejce do zdjęcia na charakterystycznej „instagramowej” skale.

Podczas wchodzenia na szczyt Ryten wciąż robimy zdjęcia plaży

Widok na Kvalvikę z trasy na szczyt Ryten...

...oraz z punktu widokowego

Schodzimy stąd z drugiej strony, tym samym zapętlając trasę. Przez cały czas towarzyszą nam przepiękne widoki.

Szlak na Ryten oraz Kvalvikę idący od północnego wschodu

Widok na plażę Sandbotnen

Pomimo skał, gór i trudnego klimatu na Lofotach jest bardzo zielono

Zaraz po trekkingu jedziemy rozbić namiot na kempingu Mokenes. Jak się później okazało, była to dobra decyzja, bo kemping szybko się zapełnił i został wcześniej zamknięty.

Po obiedzie i chwili odpoczynku zwiedzamy miejscowość A. A to ostatnia miejscowość na Lofotach. Tutaj kończy się droga. A to również ostatnia litera alfabetu norweskiego. W miasteczku znajduje się m. in. Muzeum Sztokfisza, muzeum rybołówstwa. Po godz. 18:00 prawie wszystko jest już zamknięte. Krążymy więc pomiędzy czerwonymi domkami. Jeden z nich nosi imię Anna.

Lokalizacja: Miejscowość A

Docieramy do miejscowości A!

Miejscowość A ma najkrótszą nazwę na świecie

Oglądamy tutaj jeszcze więcej czerwonych domków...

...w tym jeden o nazwie Anna!

Nie mogło też zabraknąć portu...

...oraz widoków na morze.

Prosto z A chcemy jeszcze wejść na Reinebringen skąd roztacza się widok na inne miasteczko o nazwie Reine.

Po drodze mijamy słynny widok na miejscowość Hamnoya

Jest to jedno z najczęściej fotografowanych miejsc na Lofotach

Na Reinebringen należy wejść po schodach ułożonych z solidnych kamieni. Do pokonania jest 1978 kamiennych schodów.

Lokalizacja: Szczyt Reinebringen

Droga po kamiennych schodach na szczyt Reinebringen

Wdrapujemy się na górę i nie możemy się napatrzeć na ten cudny widok. Dopiero z góry najlepiej widać, że miasteczko składa się z kilku wysepek połączonych ze sobą drogą i mostami.

Widoki z góry zapierają dech w piersiach

Miasteczko Reine położone jest na wyspach, które kiedyś nie były połączone drogą. Mieszkańcy przemieszczali się między nimi łodziami.

Jest godzina 21:00 a miasteczka wciąż są oświetlone promieniami słońca

Na kemping zmęczeni wracamy późnym wieczorem, ale przecież na Lofotach dzień się w ogóle nie kończy. ;)

Niestety jutro opuszczamy Lofoty

Dzień 10. - 7. sierpnia (poniedziałek)

Opuszczamy Lofoty. Port Moskenes, z którego odpływamy do Bodo, jest tuż obok naszego kempingu.

Lokalizacja: Port Moskenes

Przed godz. 9:00 ustawiamy się w kolejce, chociaż sami jeszcze nie wiemy, którym promem popłyniemy. Tego dnia dopołudnia odpływają dwa promy. Pierwszy o godz. 9:45, który do Bodo płynie siedem godzin i ma dwa przystanki na innych wyspach. Nie ma na nim żadnych rezerwacji. Drugi wypływa o godz. 11:00 i do Bodo płynie bezpośrednio, co zajmuje dwie godziny.

Problemem jest to, że w porcie nie ma żadnego punktu informacji ani kasy. Na chwilę pojawia się jednak załoga portu. Sugerują, żeby czekać na prom o godz. 11:00. Tak właśnie robimy. W międzyczasie czytamy wiadomości, że Szwecję nawiedza największy od 25 lat sztorm Hans. Kempingi w górach zostały pozamykane z obawy przed lawinami błotnymi i odwołane zostały promy Polska-Szwecja, a most między Szwecją a Danią zamknięty.

Koszt promu z Moskenes do Bodo to 754 korony, czyli 300 zł. Jest niższy niż wskazywała strona internetowa. W naszym przypadku rejs promem jest tańszy i bardziej opłacalny niż powrót z wysp samochodem.

Wypływamy z portu w Moskenes

Zgodnie z prognozą pogody zaczyna padać deszcz

Ostatni widok na Lofoty z promu

Do Bodo dopływamy o godz. 13:15. Pada i jest zimno. Jedyny obłędny pomysł, który się pojawia to zjeść obiad pod mostem, bo tylko tam jest sucho. Żeby przeczekać deszcz wstępujemy na zakupy do galerii handlowej Nord City - największej w północnej Norwegii, i do Sport Outlet - sklepu sportowego polecanego w naszym przewodniku. W supermarkecie w Nord City zaopatrujemy się w dżem z maliny moroszki. A w Sport Outlet Ania kupuje ciepły śpiwór w promocji za ok. 200 zł.

Bodo to miasto, w którym żyje 50 tys. mieszkańców. Jest tutaj spory ruch. W 2024 r. Bodo będzie Europejską Stolicą Kultury.

Dzień 11. - 8. sierpnia (wtorek)

Po północy obudziła nas burza. Przeczekaliśmy ją w samochodzie.

Za to rano, po zimnie wcześniejszego dnia, mamy piękne słonko i prawdziwe lato.

Jedziemy do Bodo. Po drodze wstępujemy do cieśniny Saltstraumen. To niewielka cieśnina z jednym z najsilniejszych prądów pływowych na całym świecie. Wiry wodne obserwujemy z mostu i brzegu. Można też je zobaczyć z motorówki. Cieśnina cieszy się popularnością także wśród wędkarzy.

Lokalizacja: Cieśnina Saltstraumen

Wiry w cieśninie Saltstraumen

Woda pływnie tutaj z bardzo dużą prędkością

Cieśninę można obejrzeć również z pokładu motorówki...

...która musi używać dwóch silników by przezwyciężyć silny prąd płynącej wody.

Ponoć można złowić tutaj niezłe okazy ryb

Cieśninę warto zobaczyć również z wysokiego mostu, który nad nią przebiega

Z góry widać jak wielkie są wiry, które tutaj się tworzą

W Bodo wstępujemy na gofry do polecanej kawiarni En Kopp Cafè&Bar. Przy okazji robimy sobie spacer po mieście.

Spacer po mieście Bodo

Przepyszne gofry z restauracji Cafè&Bar

Po południu stawiamy się na miejscu treningu lokalnego klubu zrzeszającego zawodników w biegach na orientację. Rozmawiamy z organizatorami i zawodnikami. Poznajemy Mateja i Tereze z Pragi.

Obszar, na którym odbywa się trening, jest zupełnie inny niż ten który znamy z Polski. Mnóstwo tu skał i mokradeł. Teren porasta malina moroszka.

Idziemy na trening w Biegu na Orientację...

...na zupełnie obcy norweski teren.

BnO w krajach skandynawskich było spełnieniem jednego z moich marzeń

Jeszcze przed treningiem wiał taki wiatr, że mieliśmy wątpliwości czy uda się postawić namiot. Zastanawialiśmy się co będzie z naszym noclegiem. W trakcie treningu zaczyna dodatkowo padać. I wtedy nieoczekiwanie Matej zaprasza nas na nocleg do swojego domu w małej miejscowości Ljones. Matej opowiada nam o pracy w Norwegii i o samym kraju. Pracuje tu od pięciu lat. Uczy się języka norweskiego. Razem z Tereze i dwójką ich małych dzieci oraz Kristianem (studentem z Pragi) mieszkają w dużym domu, w którym kiedyś była siedziba miejscowej poczty i szkoły. Na ścianie wisi oryginalny telefon, a w pokoju stoi dekoracyjny piec. Dom miał zostać zamieniony na muzeum. Gospodarze mają cały stos kurek, które suszą w piekarniku. Na kredensie w kuchni widzimy zakwas na chleb. Matej startuje w BnO od czasu do czasu. Opowiada nam o zawodach, o tym że w Norwegii jego pierwszą pracą było ustawianie lampionów na zawodach i że zawodnicy wlewają wodę do butów jeszcze przed startem bo i tak będą biegać po mokradłach.

Stos kurek, które zebrali Matej i Tereze z Pragi

Stary telefon wiszący na ścianie w domu

Poza tym mamy okazję obejrzeć trójwymiarowe zdjęcia z Norwegii i Lofotów z różnych pór roku. Są niesamowite! To Matej robi zdjęcia metodą stereoskopową. Później prezentuje je na prelekcjach podczas różnych festiwali podróżniczych.

Dzień 12. - 9. sierpnia (środa)

Zanim wstaliśmy Matej poszedł do pracy. Kristiana też już nie spotkaliśmy. Tylko Tereze przyszła się pożegnać, bo właśnie wybierała się z dziećmi na jagody.

Gdy wychodzimy dom jest pusty. Na stole zostawiamy butelkę wina z Polski z karteczką z podziękowaniami za gościnę.

Butelka wina z podziękowaniami

Po drodze zatrzymujemy się dwa razy ze względu na piękne krajobrazy.

Losowo spotkane miejsca na trasie

Wiszący most nad urokliwą rzeką...

...który należy przechodzić w pojedynkę.

O godz. 14.00 przekraczamy Arctic Circle Center.

Koło podbiegunowe w Norwegii, w budynku mieści się sklep z pamiątkami

Obok rosła malina moroszka, charakterystyczna roślina dla tego regionu

Wieczorem napotykamy na pierwszy zamknięty odcinek drogi E6. Drogi na południu Norwegii są pozamykane z powodu sztormu o nazwie Hans, o którym wcześniej czytaliśmy. Jedziemy objazdem. W okolice Trondheim docieramy dopiero koło północy.

Kolejne miejsce naszego biwakowania, znalezione w środku nocy po ciemku

Dzień 13. - 10. sierpnia - (czwartek)

Nad ranem budzą nas dzwonki stadka baranów, które przechodzi obok. Sprawdzamy informacje o zamkniętych odcinkach dróg. Czytamy: „Powodzie, liczne osunięcia ziemi, zamknięte drogi, uszkodzone mosty kolejowe i zapora wodna. Sytuacja pogodowa w Norwegii jest dramatyczna. Władze ewakuują mieszkańców.” Te wiadomości zniechęcają nas do dalszej podróży na południe Norwegii. Odpuszczamy Drogę Trolli, bo obawiamy się, że nie będzie jak stamtąd wrócić. Kierujemy się więc na Szwecję po drodze mijając niezliczoną ilość reniferów.

Na trasie spotykamy kolejne renifery!

Nie uciekają przed samochodami więc łatwo im zrobić zdjęcia

Po drodze zatrzymujemy się też na obiad, a wokół biegają renifery

Obok samochodu rosną podgrzybki

O godz. 14:00 przekraczamy granicę norwesko-szwedzką. Późnym wieczorem zatrzymujemy się na kempingu Rådastrands.

Dzień 14. - 11. sierpnia (piątek)

Z kempingu wyjeżdżamy ok. godz. 11:00. Przed wyjazdem rezerwujemy jeszcze prom (znów Unity Line), którym dopłyniemy do Polski.

Po drodze wstępujemy do sklepu ogrodniczego Plantagen. Ta sieć sklepów w Szwecji i Norwegii zwróciła naszą uwagę już dawno, ponieważ sam budynek wygląda jak wielka szklarnia. Mnóstwo tu różnych roślin. Może lepiej, że nie ma dużo miejsca w samochodzie. Kupujemy jedynie po przecenie dwie ceramiczne figurki kotów.

Ogromny sklep ogrodniczy Plantagen

Sklep ten przypomina dużą szklarnię...

...i oferuje setki roślinek do kupienia.

O godz. 20:00 dojeżdżamy do Ystad na bezpłatny kemping Raftarps. Ten sam na którym nocowaliśmy pierwszej nocy. Tym razem jest tu więcej osób niż ostatnio. Prawie wszyscy palą ogniska lub grillują.

Dzień 15. - 12. sierpnia (niedziela)

Rano na kemping przyjeżdża sporo samochodów. To rodzice zostawiają tu swoje dzieci. Z tego co się orientujemy, chłopaki będą tutaj kempingować. Na początek grupkami uczą się rozkładać namioty.

Wyjeżdżamy o 9:30. Prom do Świnoujścia odpływa dopiero o 13.30. Do tej godziny wstępujemy jeszcze na zakupy. O 20:30 dobijamy do brzegu. Noc spędzamy pod namiotem na małym kempingu w nadmorskiej miejscowości Wisełka.

Wracamy do Polski

Dzień 16. - 13. sierpnia (niedziela)

Kemping, na którym się zatrzymaliśmy na nocleg, jest oddalony tylko 20 minut od plaży. Żeby się do niej dostać trzeba przejść szlakiem przez Woliński Park Narodowy. Rano na plaży spotykamy dosłownie kilka osób. I są to biegacze, a nie plażowicze. Chwilę spędzamy na brzegu i wracamy składać obozowisko.

Lokalizacja: Plaża Woliński Park Narodowy

Bardzo urokliwa plaża obok Wolińskiego Parku Narodowego

Wyjeżdżamy o godz. 10:00. Po drodze widzimy korek samochodów jadących w przeciwnym kierunku, nad polskie morze. W końcu w Polsce jest długi weekend. W ogóle po powrocie ze Szwecji trudno się znów przyzwyczaić do takiego dużego ruchu na drogach. Późnym wieczorem dojeżdżamy do Krzeszowa - 35 km przed Stalową Wolą. Spędzamy tu jeszcze jedną noc pod namiotem na podwórku u rodziny.

Dzień 17. - 14 sierpnia (poniedziałek)

Wracamy do domu.

Podsumowanie

  • 17 dni
  • Przejechanych 7807 km + 3 promy (Świnoujście – Ystad, Moskenes – Bodo, Ystad - Świnoujście)
  • Podczas tego wyjazdu w większości noclegów korzystaliśmy z tzw. prawa Allemannsretten, czyli prawa do swobodnego korzystania z natury obowiązującego w Norwegii, Szwecji i Finlandii. W 1957 r. rząd norweski wydał ustawę o rekreacji na świeżym powietrzu, w której wprowadził pojęcie allemannsretten. To prawo, które gwarantuje, że każdy może spędzać czas na łonie natury, ale też swobodnie nocować na terenach zielonych, wędkować, zbierać owoce, grzyby. Oczywiście pod pewnymi warunkami. Należy zachować odległości minimum 150 metrów od najbliższego zamieszkałego budynku (jak dom czy hytte). Nie można się również zatrzymać na ziemi uprawnej, naruszać prywatności właścicieli terenu, rozbijać namiotu w miejscach oznaczonych „no camping”, śmiecić i niszczyć przyrody. Z pryszniców można skorzystać na kempingach. Przy prysznicach znajdują się automaty, do których wrzucamy 20 koron (ok. 8 zł) lub w recepcji dostajemy specjalny żeton do prysznica.
  • W Norwegii diesel jest tańszy niż benzyna.
  • Jedzenie jest drogie, zwłaszcza warzywa i owoce (najlepiej zabrać zapasy z Polski).
  • W lipcu trwa dzień polarny, więc można zwiedzać całą dobę.
  • Bilety wstępu:
    • Nordkapp – 320 NOK/os. - ok. 128 zł
    • Muzeum w Jokkmokk - 100 SEK/os. - ok. 40 zł
    • W miasteczkach Å i Nusfjord byliśmy samym wieczorem. Bilety wstępu obowiązują do godz. 18:00

Smakołyki i pamiątki, które przywieźliśmy z naszej podróży

Powrót na stronę główną

O stronie

Każdy z nas marzy o tym, by choć raz w życiu przeżyć niesamowitą przygodę. Ów przygoda często kojarzona jest z czymś wielkim, odległym i nieosiągalnym dla zwykłego śmiertelnika. Tymczasem prawdziwa przygoda może skrywać się w Miejskim Parku za rogiem bloku, w małym lesie nieopodal albo nawet w samym mieście. Wystarczy chcieć ją zobaczyć. Zapraszam na skromną stronę poświęconą turystyce niekoniecznie konwencjonalnej. Podążmy śladem przygody!

Odwiedzone kraje