ŚLADEM PRZYGODY

Marcin Siwek

Rumunia

Czy warto odwiedzić Rumunię? Czy jest tam rzeczywiście tak strasznie, jak niektórzy opowiadają? Prześledźcie naszą przygodę by się o tym przekonać.

Z południa Polski do Rumuni jest niecały dzień jazdy. Z powodu obostrzeń i panującej pandemii w Słowacji oraz na Węgrzech dozwolony jest jedynie ruch tranzytowy po określonych drogach. Podczas przejazdu można się zatrzymywać na wyznaczonych stacjach benzynowych. Dla nas oznacza to praktycznie jazdę non stop od Barwinka do granicy Rumuńskiej.

Dzień I

Na Słowacji naszą jazdę spowalnia kilka utrudnień spowodowanych remontami dróg. Poza tym podróż przebiega płynnie. Na teren Rumunii planujemy dostać się przez małe przejście graniczne obok rumuńskiej miejscowości Careii. Przejście jest bardzo sympatyczne i nie ma tam dużego ruchu samochodowego. Niestety my trafimy na kolejkę, która się bardzo wolno przemieszcza. Na przejściu tracimy około 2 godzin. Dodatkowo wjeżdżając do Rumunii zegarek trzeba przestawić o jedną godzinę do przodu. Efekt jest taki, że na terenie Rumunii jesteśmy już po zmroku a czeka nas jeszcze około dwie godziny jazdy. Tak więc nici z widoków pierwszego dnia w nowym kraju. Do miejsca naszego noclegu dojeżdżamy na godzinę 22:00.

Dzień II

Drugiego dnia czeka nas 2 godziny jazdy do pierwszej Rumuńskiej atrakcji. Zza szyb samochodu podziwiamy Transylwanię. Zaskakuje nas dobra jakość dróg w tym regionie. Około godziny 13:00 docieramy do kopalni soli Salina Turda.

Lokalizacja: Camping Szellos Ret

Wstęp wyniósł 60 zł od osoby. Na wejście czekamy około 30 minut w kolejce - to zapewne dlatego, że jesteśmy tutaj w weekend w szczycie sezonu.

Jeden z pierwszych widoków jakie zobaczycie odwiedzając kopalnię Salina Turda

Rumunia wita

Tutejsze złoża soli rozciągają się na obszarze o powierzchni 45 km kwadratowych. Pierwsze wzmianki o kopalni pochodzą z 1271 roku. Niewykluczone jednak, że sól wydobywano tutaj od czasów Rzymskich. Kopalnia ta jest nieczynna od początku XX wieku. Wyrobiska kopalniane zachowały się bardzo dobrym stanie, dzięki temu stanowią dziś nie lada atrakcję turystyczną.

Kopalnie zwiedzamy samemu bez ograniczeń czasowych. Najpierw pokonujemy kilkusetmetrowy korytarz idący w głąb. Następnie docieramy do szybu Mina Rudolf. To co jest najbardziej imponujące to jego rozmiar. Szyb ma kształt trapezu o 42 metrach wysokości, 50 metrów szerokości u podstawy oraz 80 metrów długości. Idąc po drewnianych kładkach znajdujących się u jego sufitu uginają mi się kolana.

Schody idące na dno kopalni Mina Rudolf mają wysokość 13 pięter

Dzięki niesamowitemu oświetleniu wnętrze kopalni wygląda jak statek kosmiczny

Na dno szybu prowadzą strome schody oraz winda. Znajdują się tam liczne atrakcje, które można zaliczyć za dodatkową opłatą. Są to między innymi kręgle, ping pong, diabelski młyn czy plac zabaw dla dzieci. Na dnie szybu znajduje się również amfiteatr na 180 osób.

Atrakcje znajdujące się na dnie szybu Mina Rudolf...

...oraz turyści grający mini turnieje ping ponga

Jakby było nam mało wrażeń to obok znajduje się najgłębszy 112 metrowy i jednocześnie najstarszy szyb Mina Terezia. Stojąc na sali Mina Rudolf spoglądamy na niego z wysokości 50 metrów... a na dno prowadzą kolejne schody lub winda.

Widok na szyb Mina Terezia z szybu Mina Rudolf

Po jego dnie można popływać łódkami - koszt 20 zł za 20 minut

Z powodu sporej ilości turystów musimy chwilę poczekać w kolejce do schodów. W końcu udaje się zejść i zwiedzić dół szybu. Można tutaj popływać łódkami bądź po prostu posiedzieć i nacieszyć oko widokami. W powietrzu znajduje się również dużo jodu.

W kopalni Salina Turda znajdują się również sale historyczne, gdzie widzimy pozostałości narzędzi do drążenia soli. Jest też makieta obrazująca jak powstały ów szyby.

Kolejnym etapem wycieczki jest Rezerwat Cheile Turzii znajdujący się kilkanaście kilometrów od Turdy. Niestety na jego przejście potrzeba około 3 godziny czasu, a my tyle nie mamy. Robimy pamiątkowe zdjęcie i ruszamy dalej.

Lokalizacja: Rezerwat Cheile Turzii

Rezerwat Cheile Turzii

Po godzinie jazdy docieramy na kolejne miejsce noclegowe gdzie robimy zakupy oraz przekonujemy się jak dużo psów biega tutaj na wolności. W tym momencie już wiemy, że w Rumuni nie pójdziemy ani razu biegać. Naklejamy za to kolejną flagę na samochód. Jeszcze tylko kilka flag i cała szyba będzie zapełniona.

W końcu mamy chwilę czasu na naklejenie kolejnej flagi na szybę samochodu

Takie widoki w Rumunii to norma, psiaki są po prostu wszędzie

Wieczorem idziemy na zakupy do lokalnego sklepu. W środku znajdujemy... produkty z Podkarpacia z miejscowości Kolbuszowa! Ale ten świat mały.

Produkty z Podkarpacia w sklepie w Rumunii

Dzień III

Przyjeżdżając do Rumunii nie mieliśmy dokładnego planu zwiedzania. Wszystko odbywało się spontanicznie łącznie z naszą trasą przejazdu. Dziś postanowiliśmy przejechać przez Transalpinę i przeznaczyć na to cały dzień. Dzięki noclegowi u podnóża tej trasy od strony północnej mogliśmy wcześnie wyruszyć na trasę.

Lokalizacja: Transalpina

Transalpina to potoczna nazwa drogi krajowej 67C w Rumunii. Droga liczy 148 km długości i jest najwyżej położoną drogą w Rumunii. Przecina Karpaty Południowe gdzie na przełęczy Urdele osiąga wysokość 2145 m n.p.m. Droga otwarta jest jedynie w sezonie letnim. Od Października do Maja leży tutaj śnieg i jest zamknięta. Od strony północnej od samego początku Transalpina biegnie przez dorodne świerkowe lasy. Im dalej tym mniej cywilizacji w około, aż zostawiamy ją całkowicie za sobą.

Po blisko godzinie jazdy zatrzymujemy się na chwilowy odpoczynek przy zalewie Lacul Oasa.

Zalew Lacul Oasa znajdujący się przy drodze Transalpina

Nieco dalej, tuż przed tym jak zaczniemy wspinać się autem na szczyty gór, znajduje się Monastyr Obarsia Lotrului. Zbudowany w stylu Maramuresz. Miejsce to zlokalizowane jest na prawdziwym pustkowiu, zamieszkuje go 5 osób.

Monastyr Obarsia Lotrului

Akurat trwała msza w której uczestniczyło kilka osób mieszkających w tym regionie

Im bliżej gór tym więcej widzimy kamperów oraz namiotów rozbitych gdzieś pośród świerków. Przez dolinę przepływa strumień, który dodaje miejscu uroku a turystom zapewnia wodę.

Magiczne miejsce...

...gdzie można biwakować na dziko

To jedno z najładniejszych miejsc na biwak jakie widziałem. Jego urok psują jedynie ostrzeżenia o często spotykanych niedźwiedziach w Rumunii. Nie wiemy dokładnie czy zapuszczają się w to miejsce. Fajnie było by rozbić tutaj obozowisko, ale tym razem nie zaryzykujemy. Schładzamy się w zimnym potoku i ruszamy w dalszą podróż.

Orzeźwiająca kąpiel w zimnym potoku - cudo!

Na połoninach rozbijnanie namiotów jest zabronione. Ostatni namiot widzimy tuż po wyjeździe z lasu.

Ostatni namiot na trasie

Jedziemy coraz wyżej i wyżej aż dojeżdżamy na wysokość 2000 metrów nad poziomem morza. Naszym oczom ukazują się liczne połoniny. Gdzie nie spojrzymy to górki ciągną się aż po horyzont.

Pierwszy postój i pierwsze widoki na trasie

Droga asfaltowa ciągnie się przez połoniny. Dla nas jest to uczucie tak jakbyśmy jechali samochodem przez Bieszczady. Przy drodze co jakiś czas znajdują się zatoczki, gdzie można zatrzymać auto oraz porobić zdjęcia.

Droga którą wjeżdżaliśmy pod górę

W jednym miejscu znajduje się duży parking gdzie zatrzymuje się więcej samochodów. Z tego miejsca można wejść na pobliską górę Carbunele o wysokości 2181 m.n.p.m.. Można też na nią wjechać co chętnie robią posiadacze pojazdów 4x4. Pobliskie połoniny obfitują w liczne drogi dla takich pojazdów. Prawdziwy raj dla offroadowców.

Największy parking na trasie Transalpina

Żądni widoków oczywiście idziemy na mały spacer na pobliską górkę. Po 20 minutach jesteśmy na jej szczycie.

Parking widziany z trasy na szczyt Lezer

Spacer na górkę wybraliśmy spontanicznie. Później okazało się, że zdecydowanie było warto. Ze szczytu Lezer rozciąga się wspaniały widok na Transalpinę! Naszym zdaniem najładniejszy w tej okolicy.

Widok ze szczytu Carbunele na Transalpinę

Schodzimy z górki na posiłek obiadowy, który przygotowujemy w warunkach polowych obok samochodu. Zwiedzamy również okoliczne kramy z regionalnymi produktami.

Ciepły posiłek w takich okolicznościach przyrody zawsze smakuje

Nieopodal parkingu znajdują się kramy...

...gdzie można kupić różne okoliczne wyroby

Ponieważ mamy sporo czasu to postanawiamy wejść na jeszcze jeden szczyt. Tym razem idziemy nieco dalej na górę Mohoru o wysokości 2337 m.n.p.m..

Parkowanie samochodu na połoninach w Rumunii...

...pośród całkowitej pustki...

...nie licząc psów, które zawitały tutaj zwabione zapachem naszego obiadu.

Środek sezonu, idealna pogoda, popularny parking a mimo to na szlaku praktycznie brak ma ludzi. Niesamowity klimat i przepiękne widoki sprawiają, że chciało by się wędrować po Karpatach Południowych całymi dniami. Do Rumunii śmiało można przyjechać tylko po to, aby pochodzić po tutejszych połoninach. Zresztą spójrzcie na poniższe zdjęcia.

Trasa idąca na szczyt Mohoru widoczny na drugim planie zdjęcia

Widok z naszej trasy w kierunku parkingu

W dolinie widzimy pasterza wypasającego owce

Na szczyt Mohoru nie prowadzi żaden szlak, aby tam wejść trzeba iść na azymut przez trawy porastające jego zbocze. Dokładnie tak samo jak miało to miejsce w Bośni i Hercegowinie kiedy zdobywaliśmy szczyt niedaleko wioski Lukomir. Na szczycie spotykamy kilka małych grup turystów.

Po drodze jeszcze raz fotografujemy widok na Transalpinę

Transalpina od strony południowej jest bardziej skomercjalizowana. Jeszcze dobrze nie zdążyliśmy zjechać z połonin a naszym oczom ukazały się liczne zabudowania i świeżo powstające hoteliki. Co zakręt na kamieniach znajdują się napisy oraz numery telefonów do pomocy drogowej. Jak komuś się tutaj zepsuje auto, musi być naprawdę nie do śmiechu.

Kolorowy Las w Rumunii

Następnego dnia planujemy ruszyć drogą Transfogaraską. Szukamy noclegu gdzieś po jej południowej stronie. Po drodze trafiamy na przypadkowo znalezioną atrakcję - Kolorowy Las. Jest to artystyczna manifestacja mająca zwrócić uwagę na zbyt dużą wycinkę drzew.

Jeden nocleg przypadkowo mijamy a dwa kolejne się nam nie podobają (np. obok baru przy ruchliwej drodze). Kolejny znajdujemy sporo dalej i zajeżdżamy na niego dopiero około godziny 22:00. Gospodarze są bardzo mili i wyrozumiali. Częstują nas grillem. Ogólnie na wszystkich noclegach na jakich byliśmy do tej pory w Rumunii gospodarze byli wyjątkowo mili. Jak w żadnym kraju, który dotychczas odwiedziliśmy.

Dzień IV

Czwartego dnia, kiedy mamy wyruszyć w drogę, auto nie zapala. Obstawiam zepsuty akumulator. Właścicielka domku w którym nocujemy nie mówi po angielsku. Na migi próbuję wytłumaczyć o co chodzi i pytam czy nie udało by się załatwić podwózki do pobliskiej stacji benzynowej. Nie mija więcej niż 10 minut a przyjeżdża właściciel. Przywozi ze sobą... mechanika samochodowego wraz z całym sprzętem do diagnozy! Szybko oceniamy, że to akumulator i jedziemy do pobliskiego sklepu. Okazuje się, że najbliższy czyny jest kilkanaście kilometrów drogi stąd. Właściciel wchodzi ze mną do sklepu, tłumaczy wszystko sprzedawczyni i pomaga mi przy formalnościach w sklepie. W ciągu godziny udaje się wszystko załatwić i auto ponownie jest gotowe do drogi. Właściciel stracił godzinę swojego czasu, zerwał się z pracy, przywiózł mechanika, przejechał ponad 20 kilometrów samochodem i kompletnie nic nie chciał za pomoc... Tak prezentuje się gościnność Rumuńska. Mieliśmy dużo szczęścia, że awaria ta nie przytrafiła się na Transalpinie ani na Transfogaraskiej tylko akurat wtedy kiedy byliśmy pomiędzy tymi drogami.

Nieplanowana wymiana akumulatora w Rumunii

Z godzinnym opóźnieniem ruszamy w trasę. Mijamy furmaknę, których wciąż tutaj trochę jeździ i po chwili jesteśmy na drodze Transfogaraskiej.

Furmanki to dość częsty widok w Rumunii

Trasa Transfogaraska to nazwa drogi krajowej DN7C w Rumunii. Liczy 151km długości i jest druga po Transalpinie co do wysokości na jakiej prowadzi. w tunelu nieopodal jeziora Balea osiąga wysokość 2042 m n.p.m.. Transfogaraska podobnie jak Transalpina przecina Karpaty Południowe z północy na południe. Można więc przejechać obie trasy robiąc pętlę tak jak my to uczyniliśmy.

Lokalizacja: Transfogaraska

Najbardziej spektakularnie prezentuje się północny odcinek drogi jadąc od północnej strony. My jednak wjeżdżamy na drogę od południowej strony. Po chwili jazdy docieramy do Cytadeli Poenari. Cytadelę tą zamieszkiwał Wład Palownik, który ją odbudował i wzmocnił. Wład posłużył za pierwowzór literackiej postaci Drakuli, co sprawia, że Cytadela Poenari stała się dużą atrakcją dla turystów. Obecnie do zamku prowadzi 1480 schodów.

Lokalizacja: Cytadeli Poenari

My wybieramy przechadzkę po górach i jedziemy dalej. Ponoć w tym miejscu często można spotkać niedźwiedzie. Po chwili dostajemy komunikat na telefon, że w okolicy widziano kilka tych stworzeń. Nie mija więcej jak 10 minut i naszym oczom ukazuje się niedźwiedzia rodzina siedząca przy drodze!

Historie o dużej ilości niedźwiedzi w Rumunii są prawdziwe

Niedźwiedzia mama z dwoma małymi miśkami siedzą na małym przydrożnym parkingu i obserwują zatrzymujące się auta turystów. Okazuje się, że czekają na to aż im ktoś rzuci coś do jedzenia. Niektórzy turyści wychodzą nawet z samochodów aby zrobić im zdjęcie...

Miśki siedzą przy drodze i czekają, aż turyści rzucą im coś do jedzenia...

Niesamowite przeżycie. Spotykamy się oko w oko z niedźwiedziami. Na szczęście siedzimy bezpiecznie w aucie i obserwujemy wszystko zza szyby (z włączonym silnikiem w aucie na wszelki wypadek).

Komunikaty o niedźwiedziach pojawiają się jeszcze kilkukrotnie, zwłaszcza w okolicy jeziora Lacul Vidraru, gdzie spotykamy kolejne niedźwiedzie. Gdyby ludzie ich nie dokarmiali na pewno by tak chętnie nie wychodziły na drogę.

Przydrożny camping

Komunikaty na telefonie ustają. Docieramy do miejsca gdzie biwakują ludzie. Można również zjeść tutaj obiad na jednym ze stolików. Niestety są płatne - 10 zł.

Jezioro Balea wraz ze schroniskiem

Koło południa docieramy do głównego parkingu który znajduje się przy jeziorze Balea. Parkuje tutaj sporo samochodów, znajdują się kramy z różnymi rzeczami, jest schronisko oraz małe miejsce biwakowe. Koszt parkowania to 45 zł. Zatrzymujemy się i pędem lecimy zdobywać najbliższe szczyty.

Widok z trasy niebieskiego szlaku na schronisko oraz parking

Ruszyliśmy niebieskim szlakiem na przełęcz Saua Caprei. Ten szlak wyraźnie jest najpopularniejszy wśród turystów. Rozciąga się z niego wspaniały widok na dolinę po której biegnie trasa Transfogaraska.

Szlak na przełęcz jest dość stromy, trudy podróży wynagradzają jednak widoki na drogę Transfogaraską

Wejście na przełęcz zajmuje godzinę czasu. Dalej idąc szlakiem czerwonym za 45 minut można osiągnąć szczyt Vanatoarea lui Buteanu który liczy 2507 m.n.p.m.. czyli więcej niż nasze Rysy.

Droga na widoczny kamienisty szczyt Vanatoarea lui Buteanu

Szlak na szczyt jest bardzo malowniczy oraz pusty. Po drodze przez moment idziemy granią skalną gdzie czekają na nas niesamowite przewyższenia. Szlak jest łatwy do momentu nim nie dojdziemy do samego wejścia na szczyt. Tam trzeba się odrobinę wspiąć.

Widok z czerwonego szlaku na jezioro Capra

Zapierające dech w piersi widoki z grani skalnej

Na szczycie znajduje się kamień z wypisaną nazwą oraz metrami szczytu. Jest też miejsce aby usiąść i podziwiać cudowne widoki.

Widok ze szczytu na północ, w oddali góra Netedu

Widok na południe, po lewej szczyt Capra

Wracając decydujemy na zdobycie pobliskiego szczytu Capra 2494 m.n.p.m.. Dojście do niego jest sporo łatwiejsze niż na Vanatoarea lui Buteanu.

Widok na południe ze szczytu Capra

Cała wspinaczka zajmuje nam około 3 godziny. Z drogi Transfogaraskiej trzeba zjechać nim zrobi się ciemno. Ruszamy powoli zjeżdżając w dół trasy. Niedaleko poprzedniego parkingu zatrzymujemy się aby zrobić najważniejsze zdjęcie z trasy Transfogaraskiej. Trudno znaleźć drugi taki widok w Europie.

Droga Transfogaraska w całej okazałości

Trasa Transfogaraska oraz Transalpina uchodzą za bardzo trudne technicznie. Wydaje nam się jednak, że ta opinia jest trochę przesadzona. Na pewno warto mieć dobre opony nim tutaj przyjedziemy.

Widok na Karpaty od strony północnej

Po zjechaniu z gór wjeżdżamy w obszar równin i pół uprawnych. Znajdujemy nocleg gdzieś na końcu świata na wsi u lokalnego gospodarza. Nocują też tutaj osoby z Czech, Włoch oraz Węgier.

Klimatyczny nocleg w domu na wsi u podnóży Karpat Południowych

Dzień V

Piątego dnia w Rumunii Udajemy się w kierunku Braszowa. Po drodze wstępujemy zobaczyć Twierdzę w Fogaraszu.

Lokalizacja: Twierdza Fogarasz

Twierdza wybudowana została w XIII wieku i słynie z potężnych umocnień, które były usprawniane na przestrzeni lat. W czasach komunistycznych pełniła ona rolę więzienia. Dziś w środku Twierdzy mieści się muzeum oraz biblioteka.

Twierdza Fogarasz

Część umocnień była zasłonięta przez trwający właśnie remont

Robimy pieszą rundkę wokół Twierdzy. Po drodze zaglądamy również do Katedry Jana Chrzciciela.

Katedra Jana Chrzciciela

W środku Katedry

Dla kontrastu, obok tych zabytków po drugiej stronie ulicy widzimy modernistyczne zabudowania.

Modernistyczne bloki w Fogaraszu

Pierwszą rzeczą jaką robimy w Braszowie jest wspinaczka na pobliską górę Tampa, z której mamy zobaczyć panoramę starego miasta.

Lokalizacja: Góra Tampa

Na górę można dostać się za pomocą kolejki gondolowej albo pieszo. Wędrówka zajmuje około godzinę czasu gdyż do pokonania mamy 400 metrów przewyższenia. Góra Tampa liczy 960 m.n.p.m..

Kolejka gondolowa na górę Tampa

Tampa już w XIX wieku była miejscem popularnym wśród turystów, wtedy też powstały tutaj pierwsze szlaki turystyczne. Charakterystycznym dla góry jest biały napis Brasov, stylizowany na słynny napis z Hollywood. Znajduje się tutaj również rezerwat no i istnieje możliwość spotkania... niedźwiedzi.

Widok na stary rynek w Braszowie ze szczytu

W średniowieczu na górze powstał jeden z siedmiu zamków Siedmiogrodu. Zamek został rozebrany, kiedy w XV wieku stał się niebezpieczny dla Braszowian. Z jego murów przez jakiś czas Tureckie wojska kontrolowały miast. Z Tampy schodzimy najpierw żółtym a następnie niebieskim szlakiem - dzięki temu wprost z lasu wchodzimy do starego miasta.

Najwęższa ulica w Braszowie Strada Sforii

Kierujemy się do najwęższej ulicy w Rumunii zwanej Strada Sforii. Ulica ta jest jedną z najwęższych ulic w Europie. Jej szerokość waha się pomiędzy 111 cm a 135 cm. To co dodaje jej uroku, to jej długość - liczy aż 80 metrów długości. Wybudowano ją początkowo jako korytarz, z którego mogli korzystać strażacy.

Lokalizacja: Stary Rynek w Braszowie

Ciągnie się aż na 80 metrów długości

Czarny Kościół

Tuż obok znajduje się kościół z XIV wieku będący największą budowlą gotycką w Rumunii. W 1689 roku w wielkim pożarze miasta kościół spłonął, co spowodowało, iż jego elewacja nosi czarną opaleniznę. Mieszkańcy od tamtego czasu zaczęli nazywać świątynię Czarnym Kościołem. Co ciekawe budynek jest kościołem obronnym, który w razie wojny służył jako schronienie dla mieszkańców miasta.

Stary rynek w Braszowie

Braszów jest ósmym co do wielkości miastem w Rumunii. Główne życie Braszowa skupia się na starym rynku. Rynek oraz ratusz zostały odbudowane po wielkim pożarze w 1689 roku.

Ratusz w Braszowie

Braszów to nie tylko stary rynek. Wielu turystów przyjeżdża tutaj zwiedzić doskonale zachowane mury obronne miasta.

Wszystkie parasole w restauracjach w Braszowie są jednego typu

Widokiem z restauracji na napis Brasov stojący na górze Tampa

W końcu następuje chwila kiedy próbujemy potraw z Rumunii. Zaczynamy od zimnej Lemoniady, która w upalny letni dzień smakuje wprost rewelacyjnie!

Lemoniada to napój który trzeba obowiązkowo spróbować będąc w Rumunii

Jako główne danie bierzemy Mamałygę z białym serem. Mamałyga to narodowa rumuńska potrawa z mąki albo kaszy kukurydzianej, popularna w krajach południowo-wschodniej Europy. W smaku jest bardzo delikatna. Podawana jest głównie jako oddzielne danie, ale może też stanowić dodatek do innych potraw jak na przykład ryba.

Mamałyga podana z białym serem

Na deser bierzemy Papanasi. Są to podawane na ciepło słodkie serowe pączki. W środku mają dziurkę, a ciasto ze środka formowane jest w kulkę, która leży na pączku. Nasze Papanasi polane jest śmietaną i owocami. Jest bardzo słodkie i sycące. Papanasi jest obowiązkowym deserem w Rumunii. Zdecydowanie warto skosztować!

serowe pączki Papanasi

Wyjeżdżając z Braszowa podjeżdżamy jeszcze do zamku w Branie. Dzięki książce Brama Stokera zamek uchodzi za siedzibę wampira Draculi, choć prawdopodobny pierwowzór tej postać nigdy w nim nie mieszkał. Jest to bardzo skomercjalizowane miejsce, gdzie co roku przyjeżdża bardzo dużo turystów. Zamek oglądamy tylko zza szyb samochodu.

Zamek w Branie

Noclegi w pewnej odległości od głównych miast oraz traktów turystycznych w Rumunii są sporo tańsze. Taki też znajdujemy. Tym razem jest to nowo wybudowany budynek z pokojami gościnnymi stojący gdzieś pośród łąk. W cenę noclegu wliczone jest śniadanie.

Dzień VI

Już z samego rana Pani Gospodyni wita nas smakołykami. Jak się okazało wszystko jest domowej produkcji! Szkoda tylko, że nie znamy Rumuńskiego na tyle aby dowiedzieć się więcej o potrawach, które mamy okazję kosztować.

Śniadanie w Rumunii z włąsnej domowej produkcji

Powoli zaczynamy kierować się na zachód Rumunii w kierunku Polski. Po drodze zaglądamy do miejscowości Sighisoara.

Lokalizacja: Sighisoara

Za drobną opłatą zatrzymujemy się na mały parkingu praktycznie przy samym centrum. Już z parkingu widzimy zbudowaną w 1556 roku wieżę zegarową - Turnul cu Ceas. Wieża jest stanowi symbole miasta. Była główną bramą broniącą dostępu do twierdzy.

Taki widok mieliśmy na parkingu, gdzie zatrzymaliśmy auto

W wieku XII niemieccy osadnicy i handlarze zwani przez miejscowych Sasami zostali sprowadzeni do Siedmiogrodu przez króla Węgier, by zasiedlać jego granice. Sighisoara odgrywała ważną strategiczną i handlową rolę na rubieżach Europy Środkowej przez kilka stuleci. Niemieccy rzemieślnicy dominowali w gospodarce miasta do tego stopnia, że sami zbudowali fortyfikacje obronne.

Wejście na stare miasto, w tle wieża zegarowa Turnul cu Ceas

Sighisoara to jeden z najlepiej zachowanych średniowiecznych zespołów miejskich w Europie Środkowo-Wschodniej, wpisany na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO.

Miasteczko jest bardzo kolorowe

W mieście dużo jest kolorowych domów, wąskich uliczek oraz różnych zakamarków. Warto poświęcić trochę czasu na ich zwiedzenie.

Z wielu uliczek u podnóży miasta można zobaczyć wieżę zegarową

Domy pomalowane są na wszystkie możliwe kolory

W wielki domach znajdują się sklepiki z ręcznie zrobionymi pamiątkami czy lokalnymi wyrobami. W jednym z nich znaleźliśmy tabliczkę z informacją, że Dracula omijał ten dom z daleka.

Dom do którego Dracula nigdy nie zaglądał

Niektóre budynki posiadają rozmaite dekoracje

W centrum starego miasta znajduje się wzgórze zwane Wzgórzem Szkolnym. Znajduje się na nim szkoła, cmentarz oraz kościół. Na wzgórze prowadzą 172 stopniowe schody, które są zadaszone. W przeszłości liczyły ponad 300 stopni. Zadaszenie miało służyć nauczycielom i uczniom w dni złej pogody, by mogli się bez przeszkód dostać się do szkoły.

172 stopniowe zadaszone schody prowadzące na Wzgórze Szkolne

Dziś na szczycie w nowym budynku mieści się gimnazjum, w którym wciąż prowadzone są lekcje.

Nowy budynek gimnazjum na wzgórzu

Po zejściu z góry odwiedzamy dom, w którym mieszkał Wład Palownik. Mieści się w nim obecnie restauracja w stylu średniowiecznym.

Dom Draculi

Główna droga wejściowa do twierdzy

W Sighisoara znajdujemy też pomnik wilczycy karmiącej Remusa i Romulusa. Ponoć Rumuni uważają się dziś za potomków Rzymian oraz starożytnych Daków. Przejawem tego są pomniki wilczycy stojące ponoć w każdym większym rumuńskim mieście.

Pomnik wilczycy karmiącej Remusa i Romulusa

Na deser kupujemy Covrigi. Jest to rumuńskie ciasto drożdżowe przypominające precle. Wypełnione są konfiturą bądź gorącą czekoladą. Kupujemy je w małej piekarni, gdzie wypiekane są na bieżąco. Dzięki temu Covrigi jest ciepłe i chrupiące. Pyszności!

Covrigi!

Po zwiedzeniu miasta oraz kilku godzinach jazdy dojeżdżamy do krainy zwanej Maramuresz. Na samym wjeździe to tego regionu stoi charakterystyczna dla regionu drewniana brama.

Wjeżdżamy do Maramureszu...

...nowej tajemniczej krainy do odkrycia

Snujemy się powoli autem najpierw przez obszary górzyste, a następnie przez wioski pełne drewnianych bram.

Nie mogło obyć się bez takich ciekawych pojazdów

W końcu docieramy do naszego noclegu. Okazuje się nim ostatni dom w wiosce - kilka kilometrów jazdy szutrową alejką. Było jednak warto, bo miejsce to zachowane jest w typowym dla regionu klimacie.

Tym razem mamy taki nocleg!

Dzień VII

Rano zwiedzamy miejsce w którym przyszło nam nocować. Kuchnia udekorowana jest w regionalnym stylu.

Tak wyglądała kuchnia w miejscu gdzie nocowaliśmy

Właścicielka sprzedaje również stroje ludowe, które są ręcznie wykonane. Oczywiście stroje można również przymierzyć i sfotografować. Pani pokazała Ani jak się w niego ubrać i pozwoliła wyjść na zewnątrz na mini sesję foto.

Strój ludowy z Maramureszu

Strój ludowy z Maramureszu

Nocleg miał jedną wadę. Trudno było było z niego wyjechać mają nisko zawieszone auto. Warto było jednak się trochę pomęczyć.

Karkołomny wyjazd z miejsca noclegowego

Region Maramuresz słynie z produkcji dzieł sztuki drewnianej - przy wielu gospodarstwach znajdują się charakterystyczne drewniane bramy wjazdowe. Znajduje się tutaj także wiele drewnianych kościołów i klasztorów. Kierujemy się do jednego z najbardziej znanych zespołów klasztornych w Barsanie.

Lokalizacja: Zespół klasztorny Barsana

Zespół klasztorny jest młody bo liczy kilkanaście lat. Zbudowany jest jednak w starym stylu. Do budowy mierzącej 56 metrów wysokości cerkwi nie użyto żadnego gwoździa.

Cerkiew w zespole klasztornym w Barsanie

Widok na cały obszar

W obszarze klasztornym, do którego wchodzimy przez charakterystyczną wysoką bramę, znajdują się różne zabudowania. Są budynki gospodarcze, muzeum, cerkiew. Pomiędzy nimi poruszamy się po kamiennych ścieżkach wokół których rosną przeróżne kwiaty. Jesteśmy tutaj w najładniejszej porze roku więc wszystko jest w pełnym rozkwicie.

Budynki są imponujące, wykonane z niesamowitą szczegółowością

Z głośników wydobywa się bardzo nastrojowa muzyka. To miejsce jest magiczne. Spójrzcie tylko na zdjęcia.

Drewniana architektura, kamienne ścieżki, kwiaty...

...miejsce z innego wymiaru

W środku jest też ciekawe muzeum etnograficzne. Wstęp do niego kosztuje tylko 1 zł od osoby.

Ikony znajdujące się w muzuem...

...oraz bardzo stare księgi

W muzeum znajdują się również dawne narzędzia, stroje i kilka innych rzeczy. Warto tutaj zajrzeć.

Taras w budynku muzealnym

Wnętrze cerkwi w kompleksie Barsana

Następnym punktem zwiedzania jest Wesoły Cmentarz w Sapanta.

Lokalizacja: Wesoły cmentarz w Sapancie

Jak sama nazwa wskazuje o wyjątkowości cmentarza w skali Europy stanowią unikalne kolorowe, drewniane nagrobki, na których wyrzeźbione są scenki z życia pochowanych tam mieszkańców wioski. Scenki te często opatrzone dowcipnymi wierszykami mówiącymi o zmarłych lub przyczynach, z powodu których rozstali się z życiem.

Kolorowe nagrobki na Wesołym Cmentarzu

Nagrobków jest obecnie około 800. Cmentarz uchodzi za największą atrakcję w Rumunii.

Z rysunku możemy rozpoznać kim był zmarły...

...niestety opisu nie zrozumiemy bez znajomości języka rumuńskiego

Szkoda tylko, że opisy są dla nas w niezrozumiałym języku. Google tłumacz też tutaj nie pomógł. Jedyne co mogliśmy to pooglądać różne obrazki oraz znaleźć grób artysty Stan Ioan Patrasa, który zaprojektował pierwszy kolorowy nagrobek.

Grób artysty Stan Ioan Patrasa

Na obiad ponownie zamawiamy Mamałygę. Tym razem jako dodatek do ryby dla mnie oraz ze skwarkami dla Ani.

Pstrąg z Mamałygą

Mamałyga ze skwarkami

Po obiedzie odwiedzamy znajdujący się nieopodal najwyższy drewniany kościół na świecie - Monastyr Peri.

Lokalizacja: Monastyr Peri

Monastyr ma 78 metrów wysokości! Ponoć widoczny jest kilka kilometrów od miejscowości Sapanta. Zdjęcie zdecydowanie nie oddaje jego rozmiaru. Wieża jest karykaturalnie większa niż reszta budynku.

Najwyższy na świecie drewniany kościół - Monastyr Peri

Zabudowania znajdujące się obok są równie imponujące

Tuż pod samą granicą znajdujemy kolejny ciekawy nocleg oraz pole campingowe. Typowe miejsce gdzie można zatrzymać się na jedną noc przejazdem. Bardzo ciche i dobrze zlokalizowane.

Ostatni dzień w Rumunii i zachodzące słońce na naszym miejscu noclegowym

Dzień VIII

Ósmego dnia wracaliśmy do domu. Przez panującą pandemię znów musieliśmy jechać bez zatrzymania i niekoniecznie najszybszymi drogami. W Rzeszowie robimy test na Covida w miejscu, które czynne jest 24h na dobę. Podjeżdża się tam samochodem, a panie przez okienko robią szybki wymaz. Wyniki są gotowe za 15 minut.

Badania na Covida 24h na dobę

Jak odebraliśmy Rumunię? Bardzo dobrze! Kraj i jego gościnność są niesamowite! Po drodze nie spotkało nas nic złego ani nie zatrzymała nas policja, z której Rumunia rzekomo słynie. Zaskoczyła nas gościnność gospodarzy oraz tanie i bardzo schludne miejsca noclegowe. Najbardziej podobały się nam Karpaty. Zabytków jest równie dużo co gór, tak więc każdy znajdzie tutaj coś dla siebie. Zwłaszcza, że do Rumunii nie jest od nas daleko. Polecamy!

Powrót na stronę główną

O stronie

Każdy z nas marzy o tym, by choć raz w życiu przeżyć niesamowitą przygodę. Ów przygoda często kojarzona jest z czymś wielkim, odległym i nieosiągalnym dla zwykłego śmiertelnika. Tymczasem prawdziwa przygoda może skrywać się w Miejskim Parku za rogiem bloku, w małym lesie nieopodal albo nawet w samym mieście. Wystarczy chcieć ją zobaczyć. Zapraszam na skromną stronę poświęconą turystyce niekoniecznie konwencjonalnej. Podążmy śladem przygody!

Odwiedzone kraje